piec jabłka i wyjmować ich miąższ łyżeczką z melaminy, mówić: to jest pies, to są winogrona, a to chmura.
Tymczasem wyjmuję z szafki termos, by zaparzyć herbaty „na teraz i na później”
ścigam się z czasem, kiedy ona śpi, by zrobić zaległe zdjęcia, przejrzeć stos książek, który piętrzy się na moim biurku,
głaszczę po głowie Pierwszą Córkę, która pyta: Mamo, kiedy NAPRAWDĘ zrobimy szyszki z ryżu preparowanego?
potykam się o kota leżącego na plecach na środku korytarza, kiedy nocą idę do kuchni, żeby skubnąć coś do jedzenia.
Życie.
A kiedy czas pozwala robimy niezliczone kilometry tam i z powrotem, każdy pretekst jest dobry, żeby zapakować bobasa w nosidło i pójść w siną dal.
Wybaczcie chwilowy brak postów stricte kulinarnych. Pamiętam o blogu, tęsknię i niebawem wrócę.
W drukarni jest już nowa książka z przepisami na jabłka, współpracuję też z kilkoma tytułami prasowymi, ale obiecuję, że nadrobię zaległości.
Do szybkiego przeczytania 🙂