



Poznań to moja druga, po Warszawie, miłość. Zdarza mi się bardzo tęsknić, wtedy szukamy biletów PKP na już, potrafię zerwać się o piątej rano, by o 6:34 siedzieć w pociągu. Ba, nie tylko sama się zrywam, ale też budzę zaspane dzieci: wstawajcie, jedziemy na wycieczkę! Każde miasto ma swój zapach i Poznań go ma. Czuję to wysiadając na peronie, czuję kręcąc się na drewnianych schodach w kamienicy na Śródce, ale najbardziej ze wszystkiego kocham Jeżyce. Co ty masz z tymi Jeżycami, tam są szczury, wiesz o tym? studzą czasem mój entuzjazm Poznaniacy. Nie wiem. Może w poprzednim wcieleniu dreptałam po jeżyckich uliczkach, może gapiłam się przez wielkie okna tamtejszych kamienic, może targowałam się na rynku jeżyckim, kupując korbole, redyski albo pyry? Kto wie. Po prostu co jakiś czas daje znać o sobie ta tęsknota i muszę, po prostu muszę tam pojechać, poszwędać się, coś zjeść, napić się kawy. Tym razem też chciałam tak po prostu pojechać, poznać nowe kąty, bo to miasto wciąż jest dla mnie nową, piękną i otwartą kartą. Te kamienice, w których chciałabym zamieszkać, sklep rybny na Szamarzewskiego, gdzie mogłabym kupować ryby. Pojechaliśmy właściwie na jeden dzień, więc czasu było na wszystko za mało. Postanowiłam jednak wrzucić tu trochę ostatnich zdjęć, na pamiątkę.
Wszystkie nasze wyprawy i tak zawsze kończą się u naszych Przyjaciół, na Śródce. Próbujemy nowych dań z Raju, dzieci zajadają się obiadami ugotowanymi przez Babcię Basię, ale i tak najważniejsze dla mnie jest siedzenie tam z nimi, na kanapie, wśród sztapli książek i pamiątek z podróży. Tym razem nie widzieliśmy się ponad rok, podczas którego zwiedzali obie Ameryki (a teraz piszą książkę). Wracam tam zawsze jak do domu.












Do zobaczenia wkrótce! <3