Drodzy Czytelnicy,
Bardzo dziękuję za tak liczny udział w konkursie. Nie spodziewałam się aż tylu zgłoszeń, przysłaliście mi ich prawie 300. Wiele z nich było bardzo długich, wszystkie przeczytałam z uwagą. I jak zwykle trudno mi było wybrać tylko trzy…
Zwycięzcom gratuluję i proszę o podanie danych do wysyłki tabletów (z numerem telefonu kontaktowego) na adres konkurs@whiteplate.com.
*****
Dziadek Staś/malinowa
Historie z naszego życia niemal zawsze przecinają się z losami innych, oplatając się wzajemnie i pozostawiając trwały ślad w pamięci. W zasadzie sama nie wiem, dlaczego czytając temat pomyślałam od razu o moim dziadku. Nie był właścicielem piekarni ani cukiernikiem – ba! – nigdy nie widziałam, żeby korzystał z piekarnika. Mimo tego w głowie zawirowały mi zlepki wspomnień niczym pokaz slajdów z czasów, kiedy byłam małą dziewczynką, a on grał ze mną i siostrą w karcianego Piotrusia. Kiedy chorowałam, przynosił do łóżka parujące gotowane jabłko, do jedzenia łyżeczką. Ten owoc szczególnie przypomina mi o dziadku, bo zawodu, ale też prawdziwej pasji, był sadownikiem. Jabłka na zawsze będą już budzić we mnie jego wspomnienie, zupełnie jak magiczny omlet „grzybek”, fikuśnie wybrzuszający się na patelni, posypany cukrem pudrem i przybrany soczystymi jagodami z syropu. Do dziś smażę go, kiedy mam ochotę na chwilę skurczyć się i przenieść do dzieciństwa. Choć ja nigdy z nim nie mieszkałam i nie miałam szansy tego poczuć, to moją wyobraźnię rozbudza wspomnienie mojej mamy – w każdą niedzielę dziadek budził domowników świdrującym zapachem smażonej na złoto cebuli, którą zajadał na kromce chleba.
Parę dni przed pogrzebem dziadka w trakcie porządków ze starej książki kucharskiej wyleciał mi świstek papieru. Przepis na ciastka francuskie zapisany jego zamaszystym przedwojennym pismem. Nikt z rodziny nie pamięta, żeby kiedykolwiek pojawiły się na stole. Może dziadek dostał go od koleżanki z pracy? Czy chciał je kiedyś upiec – tego już się nie dowiemy…ale myślę, że uśmiechnął się, kiedy zobaczył, jak bliscy jedzą je na pożegnanie.
nick: malinowa
*****
Przedwojenny Damaszek. Kibbe na syryjską zimę. /Marysia Kanal
W 2010 roku Syria jest oazą spokoju i gościnności. Krajem, którego mieszkańcy ponad wszystko cenią sobie wielogodzinne pogawędki nad szklaneczką słodkiej herbaty, a w piątki śniadania przechodzące płynnie w obiady i popołudniowe jedzenie owoców. Cały Damaszek pachnie świeżo zmieloną kawą I kardamonem. Ja mam 20 lat, jestem studentką arabistyki i pierwszą filiżankę mocnej i słodkiej kawowej esencji piję u sąsiadów w dniu mojego przyjazdu. O drugiej nad ranem.
W ciągu kilku tygodni mam już w Damaszku więcej znajomych niż gdziekolwiek indziej. Jednak dom, który odwiedzam najchętniej znajduje się przy bocznej uliczce w Starym Damaszku, nieopodal Meczetu Umajjadów. Dom ten trwa w niemalże niezmienionym stanie od mniej więcej 300 lat i znajduje się pod niepodzielną władzą kobiet. Umm Abdullah i jej 3 dorosłe córki przez cały dzień przygotowują kawę w malutkich filiżankach i co chwilę przebiegają przez patio pośrodku którego rośnie drzewo pomarańczowe niosąc coraz to nowe dania i przekąski do pokoju gościnnego. To w tym domu pierwszy raz usłyszałam arabskie słowo „ishar” oznaczające “niespanie przez całą noc” co jest ulubioną rozrywką jego mieszkańców. Do ishar trzeba się oczywiście należycie przygotować, przede wszystkim kulinarnie. W środku syryjskiej zimy głównym daniem przygotowywanym przez mieszkanki domu jest pożywna i rozgrzewająca kibbe bi-ssinniye (kibbe na blasze, kibbe z pieca). Jemy malutkie kawałki kibbe, kształtem przypominające baklawe, na dywanie w starym damasceńskim domu, a dzieci zasypiają na poduszkach dookoła nas. Potem pijemy herbatę z małych szklaneczek, rozmawiamy i śmiejemy się nieświadome, że syryjski świat ze swoimi prostymi radościami za parę miesięcy zmieni się na zawsze.
Kibbe bi-ssinniye
- 1kg mięsa wołowego lub baraniego bardzo drobno zmielonego ( ½ kg do ciasta, ½ do nadzienia)
- ½ kg drobnej kaszy burghul
- 2 cebule
- ½ szklanki orzeszków piniowych
- ½ szklanki posiekanej zielonej pietruszki
- Masło klarowane (samne) lub oliwa z oliwek
Bulghur namoczyć przez 30 minut w wodzie i osączyć. ½ mięsa zmielić w maszynce lub robocie kuchennym kilka razy, aby uzyskało kosystencję pasty. Następnie wymieszać z odsączoną kaszą i zmielić raz jeszcze na gładką masę. Dodać sól i pieprz.
Przygotować nadzienie. Zasmażyć bardzo drobno posiekaną cebulę z pozostałym mięsem, dodać pietruszkę i uprażone na patelni orzechy. Przyprawić cynamonem, gałką muszkatałową i pieprzem.
Ciasto podzielić na dwie równe części. Pierwszą część wyłożyć na spód wysmarowanej tłuszczem blachy lub naczynia żaroodpornego, następnie rozprowadzić równomiernie nadzienie i przykryć drugą warstwą. Przed włożeniem do piekarnika ponakrawać kibbe w małe romby (jak baklawę) aż do spodu naczynia. Następnie polać wszystko dość obficie (ok. 150 ml – 200 ml) oliwą lub maslem klarowanym. Piec około 40 minut w 180 stopniach. Wierzch posypać orzechami.
——————————————-
Mogłabym o Syrii „przed” pisać i pisać, a syryjskie przepisy to temat na osobnego bloga.. ale wybrałam taki mniej oczywisty, choć bardzo smaczny, wypiek.
Pozdrawiam serdecznie,
Marysia Kanal (Mariszka)
*****
Zeszyt z przepisami Babci /Natalia Kapsa
I cóż że bez okładki, a niektóre strony częściowo wyblakłe, a inne poplamione. Napisany pięknym pismem, ze zwrotami których dziś już nie usłyszymy. Pamiętam to pismo na imieninowych kartkach, które Babcia mi przysyłała. Kto dziś jeszcze dostaje kartkę na imieniny?
Z tych wypieków jednak niewiele pamiętam, tylko szarlotkę jak przez mgłę.
I jeszcze tą pozłacaną malutką filiżankę, która stała w przeszkolonej witrynie.