Miałyśmy okazję poznać się jesienią i spędzić razem kilka dni w Południowym Tyrolu. Uważam, że tylko dobrzy z natury ludzie potrafią gotować tak, że dech zapiera, a ona od początku przypadła mi do serca. Pozytywna, wesoła, szalona dziewczyna z burzą loków, do której każdy chce się przytulić.
Potem wzdychałam do różnych dań, które pokazywała na swoim blogu, aż w końcu dziś nie mogłam oprzeć się szarlotce orzechowej, na którą już wcześniej miałam chrapkę.
Monia, każdy chciałby mieć taką sąsiadkę 🙂
Zwykle, kiedy myślę: szarlotka, widzę kilo jabłek i jak najcieńsze kruche ciasto. Żadnych rodzynek, orzechów i bezy. Ale czasem… No właśnie, czasem mam ochotę na coś w stylu retro, placek albo jabłecznik, jaki robiła mama. I ta szarlotka właśnie taka jest. W starym stylu: duża, chrupiąca i przy okazji uzależniająca. Jeden z tych przepisów, do których na pewno będę wracać.
Szarlotka orzechowa Moniki
Źródło przepisu: Gotuje, bo lubi