Ach, ileż to już razy deklarowałam wszem i wobec moją słabość do naleśników? Milion razy. Albo i dwa miliony. Może to przez sentyment do tego smakołyku, który smażyły w moim dzieciństwie wszystkie kobiety. Te, które robiła Mama, były upstrzone brązowymi plamkami, były cienkie i elastyczne. Babcia dodawała do ciasta cukru i więcej wody niż Mama. Były bardziej delikatne, w połączeniu z twarogiem ugniecionym z surowym żółtkiem i cukrem wanilinowym smakowały dla mnie jak niebo.
Te, które robiła ciotka Eugenia były tłuste i twardawe, pasowały idealnie do słodkiej jak ulep, galaretki z czerwonych porzeczek i solidnej łychy zakwaszonej śmietanki.
Ciocia Jadzia robiła gumowate, bardzo tłuste naleśniki, bo w przeciwieństwie do wszystkich innych karmiących mnie w tamtych czasach naleśnikami osób, jako jedyna robiła je wyłącznie na tłustym mleku, koniecznie z Bazaru Szembeka, z budy „Od baby”.
Co dom, to inne naleśniki. Potrafię dziś zamknąć oczy i przypomnieć sobie smak naleśników, jakie jadłam w domach moich koleżanek. Wydawać by się mogło, że każda gospodyni miała swój jedyny i charakterystyczny dla siebie przepis. Najlepszy.
Ja jestem urodzonym eksperymentatorem i ciastem naleśnikowym lubię manipulować w zależności od potrzeb. Raz będą to cieniutkie jak bibułka naleśniki francuskie, gdzie mąka w proporcji do mleka to 1:3, innym razem zrobię pół na pół. Albo dodam trochę wody mineralnej do ciasta. Czasem zrobię tak, jak Nela Rubinstein, która do ciasta dodawała śmietany i masła. Albo dodam więcej jajek, żeby były lekko gumowate, bardzo cienkie, super trudne do przełożenia na drugą stronę podczas smażenia (lubię takie wyzwania).
Mam w domu malutką patelnię żeliwną, na której zawsze je smażę. Mam ją już bardzo, bardzo długo. Wędruje ze mną z jednego domu do drugiego i w chwilach, kiedy mój mózg rzuca hasło „naleśniki”, bez namysłu idę do kuchni, wyjmuję ją z szafki i smażę.
Zdarza mi się smażyć naleśniki zdrowe: a to bez jajek, a to bez cukru, na mleku roślinnym, na mące jaglanej, gryczanej albo ciecierzycowej. I mimo tych wszystkich eksperymentów, zawsze, kiedy widzę przepis z innymi niż znane mi do tej pory proporcje, idę w to i próbuję.
Ostatnio wybrałam się do księgarni. Do działu z książkami kulinarnymi, rzecz jasna. Właściwie to chciałam się upewnić, że nie potrzebuję książki Mimi Thorisson „Apetyt na Francję”. Dużo tam homarów, perliczek i karczochów. Nie będę raczej piec perliczek, z karczochem na razie łypiemy na siebie okiem, a homar… no cóż. Wzięłam więc tę książkę do rąk i już miałam nadzieję, że spokojnie uda mi się odłożyć ją na półkę i wrócić do domu, kiedy na stronie 220 moim oczom ukazały się NALEŚNIKI Z SOLONYM KARMELEM.
Już wiecie, co było dalej?
A więc dziś naleśniki z solonym karmelem, z książki Mimi Thorisson. Moja modyfikacja to zmniejszenie ilości cukru ze 150 do 50 gramów (mimo szczerych chęci i faktu, że słodkie mi niestraszne, ta ilość to jednak dla mnie za dużo).
Słodko, tłusto, klejąco. Bardzo mi to było potrzebne właśnie dziś, kiedy poziom stresu osiągnął apogeum. I uwaga, do wszystkich, którzy mają problem ze smażeniem naleśników i mówią, że jest z ciastem coś nie tak, bo rozpada się na patelni: to ciasto właśnie takie jest. Bardzo delikatne, rzadkie, TRUDNE. Ale jeśli uda się Wam je okiełznać, otrzymacie cieniutkie, elastyczne, plastyczne i miękkie naleśniki. Ważne: odpowiednio nagrzana, dobra patelnia z nieprzywierającą powłoką. Ja używam żeliwnej.
Naleśniki z solonym karmelem
Przepis pochodzi z książki Mimi Thorisson „Apetyt na Francję”, wyd. Buchman, tłum. Ewa Weydmann
Składniki
- 275 g mąki pszennej, przesianej
- 150 g cukru (użyłam 50 g, Liska)
- szczypta drobnoziarnistej soli morskiej
- 4 jajka
- 760 ml pełnego mleka
- 2 łyżki niesolonego masła plus dodatkowo do smażenia
- 2 łyżki wody z kwiatów pomarańczy (warto!!! przyp. L)
Sos karmelowy z solą:
- 150 g cukru
- 60 ml tłustej śmietanki, podgrzanej
- 3 łyżki solonego masła
- 1/4 łyżeczki kwiatu soli (fleur de sel)
Przepis
- Ciasto naleśnikowe: Połącz mąkę, cukier, sól i zrób wgłębienie w środku. Dodawaj po jednym jajku, następnie mleko i wciąż mieszając, masło i wodę z kwiatow pomarańczy. Ciasto powinno być bez żadnych grudek. Przykryj miskę i wstaw na 2 h lub na całą noc do lodówki. Wyjmij z lodówki na godzinę przed smażeniem.
- Sos karmelowy: na średnim ogniu rozpuść cukier w rondelku. Kiedy cukier całkiem się rozpuści (potrząsaj garnkiem od czasu do czasu) i będzie miał ciemnobursztynowy kolor, zdejmij z ognia, ostrożnie wlej śmietankę, wymieszaj drewnianą łyżką i dodaj masło. Postaw go na małym ogniu i gotuj ok. 5-10 sekund aż będzie gładki. Delikatnie przestudź. Dodaj kwiat soli.
- Usmaż naleśniki: na gorącej patelni rozpuść odrobinę masła i wlewaj ciasto tak, by równomiernie pokryło dno patelni. Smaż 45 sekund. Przełóż na drugą stronę i smaż 5 sekund.
- Z tego przepisu powinno wyjść około 40 (sic!) naleśników.
Mimi proponuje po 5 naleśników na osobę.
Smacznego!